środa, 8 grudnia 2010

"Zazdrośni" Sandor Marai


Dzieło według zazdrosnych
Dorastasz, buntujesz się i chcesz w pełni o sobie decydować. Wyjeżdżasz, by rozpocząć nowe życie. Osiadasz w innym kraju, podejmujesz prace, ale tak naprawdę wciąż uciekasz. Oddalasz się od rodziny, od swej artystycznej natury, dzięki której każde twe zachowanie znajduje usprawiedliwienie. Odgrywasz swoje role jak najlepiej potrafisz. Wpadasz w rytm codziennej rutyny, zapominając jakie piękno kryje każda z pór roku. Zakochujesz się i czujesz zapach perfum ulatniający się przez korek i nic z tym nie robisz. Jesteś scalony z materią, która w każdej chwili może rozproszyć się w odczuciu ekstazy, by po chwili znów zlać w jedność. Już nie możesz uciec. Gdybyś nawet przemierzył świat od gór po morze, tylko to jedno miejsce jest ośrodkiem wszystkiego. Pewnego dnia otrzymujesz list z wiadomością o zbliżającej się śmierci ojca. Nadarza się okazja, aby powrócić. Żaden inny powód nie byłby usprawiedliwiony tak jak ten. Lecz ogarnia cię lęk. Czujesz mocniej i pragniesz to wyrażać. Dojrzewasz dochodząc do wniosku, że już się nie boisz.
Miłość i śmierć: o nich myślisz najczęściej. Ale jest coś więcej. Coś, bez czego nie byłbyś w stanie znieść przykrości i cierpień jakimi dotyka cię życie. To dobroć. Dobroć którą nosisz w sobie, jako rzecz niezbędną. To ona, jak kompas, kieruje cię w boczne uliczki, przy których pozostawiasz swój włos, odcisk palca, czy po prostu zwykłe słowo. Tak zwykłe, że zapada w pamięci ludzi, których nim obdarzyłeś, do tego stopnia, iż nie chcą byś odszedł. Lecz to tylko cząstka, namiastka tego co możesz z siebie wydobyć gdziekolwiek się znajdziesz.
Tam jest inaczej. Powracasz i czujesz się niczym wygnaniec, który odnalazł ojczyznę. Stajesz się drzewem, do którego nikt nie ma pretensji, iż nie może w odpowiednim czasie obudzić się ze snu zimowego i zakwitnąć. Nawet jeśli się boisz w tym miejscu, jest to strach bezpieczny. Możesz znów spać na starym łóżku. Tu każdy bezsens ma swoje wytłumaczenie. Nawet kraty w oknie dziecinnego pokoju przepełnionego zapachem trutki. W tej przestrzeni jest tyle niepewności i nieodgadnionych myśli. Lecz starasz się ścierpieć ból bezradności ucząc się czekać pomaleńku. Akceptując niepojętość własnych nawyków już nie próbujesz ich zmieniać. Tu nie musisz, one po prostu zostają przemilczane, gdyż nie wypada ich zauważać. Nawet jeśli czasem bolą sny, przyjmujesz ich namacalność w realiach. Obserwujesz jak drukarnia nut- muzealny warsztat staje się ulotnym dziełem zgęstniałej materii. Lecz przecież zawiał wiatr z północy. Czas dokończyć dzieło, a przynajmniej zakończyć jeden z jego rozdziałów. Nie potrzeba dowodu na jego istnienie, wszyscy w nie wierzą. Życiorys jest naszym dziełem, a my artystami, którzy go tworzą. Ale czy przetrwa przez następne pokolenia? „Wspomnienie jaki był ojciec traciło barwy, a jednocześnie w mieszkaniu powoli umierała pamięć wydarzeń i epok.”
To jedna z refleksji, które towarzyszą mi po przeczytaniu „Zazdrosnych”. Zrozumiecie ją, gdy przeczytacie tę książkę. Odkryjcie własny punkt widzenia. Poczujecie jak można znaleźć się pomiędzy namacalną materią a własnym wyobrażeniem prawdy. Wciągną was warstwy czasowe, które nakładając się na siebie, są jednocześnie niezależne. Ta mała proza to bez wątpienia książka psychologiczna napisana z niezwykłą świadomością autora.
Sandor Marai pisząc językiem pięknej prozy poetyckiej pozostawił między wersami miejsca na wnioski własne czytelnika. Ograniczył dialogi stawiając na obszerne opisy. Niezwykła aura, którą stworzył pobudza wyobraźnię czytelnika. Przechodząc do kolejnych rozdziałów zauważamy, że relacje między członkami rodziny Garrenów owiane są tajemnicą. Każda z postaci wyróżnia się niebanalną osobowością, wręcz abstrakcyjną, chwilami tracącą cechy ludzkie. „Zazdrosnych” przepełniają niedomówienia, lecz wszystko co znajdziecie na kartach tej książki, udowodni w końcu swoje głębsze znaczenie.
Uniwersalność powieści sprawia, iż każdy znajdzie w niej coś, co scali go z jej treścią. Rodzina, miłość i śmierć to główne wątki „Zazdrosnych”. Tytułowa zazdrość nie jest nam podana na tacy i objaśniona. Jej obecność odkrywamy w trakcie czytania, domyślamy się jej na własną rękę. I w tym tkwi całe sedno jej zrozumienia. 
                                                                                    Joanna Markowska
 
Nota o autorze:
Sándor Márai często określany jest mianem jednego z najwybitniejszych pisarzy węgierskich. Urodził się 11 kwietnia 1900 roku w Koszycach. Był niezwykle uzdolnionym uczniem. Już w szkole średniej biegle władał językiem niemieckim i francuskim. Ukończywszy ją wyjechał do stolicy, a w 1919 roku do Niemiec, gdzie zaczął studiować dziennikarstwo. Przesyłał także felietony i opowiadania do gazet węgierskich. Tłumaczył dzieła Kafki na węgierski. Márai był autorem 46 książek, przeważnie powieści, lecz także poezji, esejów, felietonów i sztuk.
Z natury melancholijny i depresyjny, całkowicie załamał się po śmierci ukochanej żony, o której pisał w jednym z listów: "była moją matką, córką, przyjacielem, kochanką, dzieckiem"(ich związek określano jako wielką miłość, przeżyli razem 63 lata). Niebawem zmarł nagle jego adoptowany syn. Sandor nie mógł się pogodzić ze śmiercią dwóch bliskich mu osób, 22 lutego 1989r. popełnił samobójstwo.

Tytuł: Zazdrośni
Autor: Sandor Marai
Wydawca: Czytelnik
Rok wydania: 2010
Ilość stron: 252
Oprawa: miękka
Wymiar: 130x200 mm
ISBN: 978-83-07-03235-1

Brak komentarzy: