czwartek, 31 marca 2011

"Łowcy wielorybów" Edyta Szałek



Łowcy wielorybów – dajcie się zwieść tytułowi i złowić autorce, Edycie Szałek – wielorybnikowi, który do połowów używa słów i wyobraźni. Dzięki niebanalnym przenośniom zatrzymuje czytelnika w krainie fiordów, otoczonej chłodnymi skałami i wiatrem Skandynawii.

„Łowcy wielorybów” to książka ponadczasowa, opowiadająca o losach kobiet: babci, matki, ciotki i córki. Każda z nich na swój sposób zmaga się z podobnym problemem, łączącym je poprzez poświęcenia i współczucie. Są różne, a jakże podobne do siebie. Szukające szczęścia u boku mężów, którzy dokonali bolesnego naruszenia ich osobowości. Czytając tę powieść zobaczycie, jak łatwo jest utożsamić się z każdą postacią. Poznając kolejne rozdziały dotkniecie przeszłości i teraźniejszości, łączących się w Świecie Flory.


Flora - już samo imię głównej bohaterki nadaje postaci tajemniczego uroku natury. Flora, doskonale wkomponowana w krajobraz wyspy, na której toczy się akcja powieści, jest jak zbiór roślin, rosnących w przeszłości na tym obszarze. Jest połączeniem okresów geologicznych, ich szczątków, skamieniałości i odcisków na nich zostawionych.
Po śmierci ojca dotyka dna, zaszczuta w niepojmowanym przez innych nieszczęściu i postanawia wymknąć się z klatki poprawności. Zaglądając w głąb siebie wskrzesza siłę. Odnajduje Kapitana, który staje się miłością. Miłością do samej siebie. Szczęściem, na które świadomie zasługuje, spełnieniem marzeń, prawie materialną projekcją zrodzoną z tęsknoty za sprawą powinowactwa dusz, grania tych samych nut. Pokochała Kapitana w chwili, w której pokochała samą siebie. Rozmawiając z nim, coraz lepiej rozumie swą naturę. Kiedy ona zaczynała zdanie, on mógł je skończyć, a wszystko miało sens i było całością.
Ten przyjaciel zmęczonego umysłu jest również jak ojciec, a jego natura jest jej bardzo bliska. Ze zrozumieniem usprawiedliwia jego postępowanie i to, dlaczego nie potrafił żyć w realiach otaczającego świata.
Flora stworzyła sobie przestrzeń wypełnioną czystym pragnieniem kochania i bycia kochaną. Podczas samotnych rozmyślań skurczył się on do rozmiarów Bryzy i zamknął w granicach drewnianej kołyski. Dużo czasu spędzała na łodzi myśląc o przeszłości. Zachwycała się nią twierdząc, iż mogłaby tak żyć zawieszona gdzieś pomiędzy sepią, bawełnianymi pończochami i karminową pomadką.
Podczas spacerów Flora natrafiła na starszego mężczyznę, którego nazwała Ojcem Wyspy. Mężczyzna sprawiał wrażenie człowieka, który zna wszystkie tajemnice, zwłaszcza te przerażające. Unikał ludzi, a zagadnięty odpowiadał tylko zdawkowo. Im mocniej Flora przenika do świata, w którym nie boi się walczyć o miłość, tym bardziej Ojciec Wyspy staje się rozmowny. Pewnego razu przyznaje, iż będąc przez krótki czas wielorybnikiem nauczył się czegoś bardzo ważnego. Zrozumiał, że czasami musisz odpuścić, by coś innego zyskać. Tym sposobem złowił wieloryba nie zabijając go i oddając mu wolność.
Sprawa polowań jest tematem przewodnim powieści. Ma to na celu uświadomienie czytelnikowi, że każdy z nas jest wielorybnikiem życia.

„Łowcy wielorybów” to książka, która bardzo przypadła mi do gustu. Po jej przeczytaniu czułam niedosyt. Powróciłam więc do wybranych rozdziałów, doszukując się odpowiedzi na niedopowiedzenia, z którymi i tak pozostałam. Prawie nigdy mi się to nie zdarza. W tym wypadku wiem, że jeszcze nieraz będę wertować kartki tej powieści, szukając czegoś między wierszami. Filozoficzne rozważania, w które wprowadza nas autorka sprawiają, że pochłaniamy myśli bohaterów, by móc później snuć na ich temat refleksje.

wtorek, 29 marca 2011

"Saga Sigrun" Elżbieta Cherezińska

„Północna Droga-
jest zawsze tam gdzie mgła
gdy płyniesz na intuicję,
na cel.
jest lękiem i wyzwaniem
walką o siebie. o marzenia.
nawet jeśli płyniesz pod prąd.”
(z dedykacji od autorki) 



 
Po lekturze „Ja jestem Haldred” nie miałam wątpliwości, że muszę przeczytać sagę o Wikingach od początku. Zafascynowana staroskandynawską epiką, pragnęłam poznać szerzej ich świat. Kiedy otrzymałam wyczekiwany z niecierpliwością pierwszy tom „Północnej Drogi”- „Sagę Sigrun”, ucieszyłam się niezmiernie.

Porównując obie części Sagi nie sposób nie zauważyć, że ich bohaterki spotkały bardzo odmienne losy. Kiedy u jednej dominuje smutek i obrzydzenie do poświęceń, druga doświadcza przesytu dobroci i szczęścia rodzinnego. Myślę, że autorka celowo połączyła przyjaźnią i wzajemną zależnością tak kontrastowe postacie.   



Sigrun, w przeciwieństwie do Haldred, miała szczęście w miłości. Ojciec wybrał jej na męża wielkiego jarla Regina, w którym zakochała się z wzajemnością od pierwszego wejrzenia. Tych dwoje połączyła jedność dusz i zrozumienie. Czytali w swoich duszach, jak w otwartej księdze. Delektowanie się tak niebywałą miłością często zakłócał czas wojen, chorób i śmierci. Nagrodą za cierpliwość i oddanie było poczucie bezpieczeństwa w ramionach bliskiej osoby.
Żona Regina sprawdziła się nie tylko jako oddana nałożnica, ale również wzorowa matka i gospodyni. Oprócz dwójki własnych dzieci wychowała także potomków Haldred i syna Einara. Po problemach z zajściem w ciążę, darzyła je wszystkie czułością i troską. Spełniając swe matczyne powołanie, sprawowała opiekę nad powierzonymi Reginowi kandydatami na wojowników.

Bohaterami „Północnej Drogi” są postacie fikcyjne, umieszczone w realiach starożytnej Skandynawii w latach 945- 1000. Historyczne tło powieści zyskuje głębszy wymiar dzięki ciekawej formie przedstawienia odległych czasów. Poznajemy kulturę wikingów, sposoby walki o władzę, jak również obawy i nieufność w stosunku do chrześcijaństwa. Mimo wszystko pojawienie się nowej religii nie zakłóca jasności ich umysłów. Bohaterowie Sagi nie ulegają zabiegom nawracania, lecz jednocześnie nie wyrzekają się tych, którzy zamienili tak dobrze im znanych bogów na jednego, obcego. Dzieje się tak dlatego, ponieważ są otwarci i tolerancyjni. Cechuje ich nie tylko odwaga, ale i mądrość. Elżbieta Cherezińska stworzyła opowieść o wyjątkowo mocnych przyjaźniach. O lojalności, która jest dowodem na to, że nie trzeba być bratem krwi, by stać się rodziną i ramię w ramię bronić bliskich.

Na kartach „Północnej Drogi” czuć niezwykły klimat Skandynawii. Dajemy się zahipnotyzować baśniowej atmosferze run i zaklęć, będących częścią realnego życia sprzed wieków.
Subtelnie poprowadzona narracja sprawia, że sceny erotyczne nie są wulgarne. Nacechowane rytmiką, której daleko do rutyny, zaciekawiają swą odmiennością. Przedstawienie miłości przez ucieleśnienie nie ujmuje jej magii.
Odbywamy podróż pełną niebezpiecznych przygód, jak i powrotów świętowanych najlepszym miodem.

Z niecierpliwością wyczekuję kolejnej części - Sagi Einara. Jestem ciekawa, w jaki sposób bohater opowie nam o swoich przeżyciach tych trudnych dla niego lat.
„Północną Drogę” polecam również mężczyznom, którzy dzięki tej lekturze mają szansę uchylić rąbka kobiecej psychiki i fantazji. Poznać myśli płci pięknej i dostrzec w nich zaciekawienie męskim sposobem postrzegania rzeczywistości.


Tytuł: Saga Sigrun
Autor: Elżbieta Cherezińska
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Data wydania: 2009
Kategoria: Literatura piękna
ISBN: 978-83-7506-351-6
Ilość stron: 408



notka o autorce:

 
Elżbieta Cherezińska - autorka książki „Byłam sekretarką Rumkowskiego. Dzienniki Etki Daum”, traktującej o historii getta łódzkiego, „Sagi Sigrun” i „Ja jestem Halderd”, wchodzących w skład cyklu "Północna Droga", oraz „Gry w kości”. 









 Już wkrótce kolejna część Północnej Drogi-   
 


piątek, 25 marca 2011

"Erynie" Marek Krajewski


W najnowszym kryminale Marka Krajewskiego pt. „Erynie” akcja powieści toczy się we Lwowie, w maju 1939 roku. Miastem zawładnął strach i panika, po tym jak aptekarz znalazł w wychodku zmasakrowane ciało chłopca. Głównymi podejrzanymi dokonania zbrodni są Żydzi.

Chłopcu metodycznie zadano trzydzieści nakłuć i cięć nożem. Ale nie były głębokie i żadne nie było śmiertelne. Jakiś szaleniec nakłuł to dziecko, poczekał, aż ujdzie z niego krew, i umył je. A ono cały czas żyło... Dzieciątko to żyło wiele godzin, zanim skręcono mu kark. Ten chłopczyk był torturowany!

Sprawą zajął się człowiek dobrze znany lwowskim mieszkańcom. Świadomi, że poruszy on nawet gangsterskie podziemie, by ująć sprawcę bestialskiego mordu, nie potrafili dopuścić do siebie myśli o jego wcześniejszym odejściu na emeryturę. Z początkową niechęcią, lecz z całą konsekwencją w działaniu, komisarz postanowił jednak wymierzyć sprawiedliwość.
Edward Popielski, pięćdziesięciotrzyletni policjant do spraw specjalnych pracuje przede wszystkim nocą. Taki przebieg rozkładu dnia nadaje mu konieczność unikania rozproszonego światła. Wywołuje ono u komisarza ataki epilepsji, które często są połączone z istotnymi dla sprawy snami. By uniknąć ataków podczas trwania akcji Popielski nosi ciemne okulary oraz kapelusz, które chronią go przed słońcem. Jednak jeśli jest taka potrzeba sam potrafi wywołać padaczkę i odpowiednio odczytać wizję.
Charakteryzując postać Popielskiego należy również wspomnieć, że jest on typem sybaryty. Nie stroni od kobiet, a nawet szuka kontaktów z nimi w podmiejskich pubach. Czuć od niego tytoń i alkohol. Po hedonistycznych ekscesach, gdy przyjemności skutkują wyrzutami sumienia, na pewien czas zmienia się w ascetę. Bez względu na stan w jakim aktualnie się znajduje jest nieprzejednany i stanowczy w sprawach zawodowych. To postać kontrowersyjna, wywołująca w czytelniku wiele emocji.

piątek, 18 marca 2011

"7 razy dziś" Lauren Oliver


„Czytałam gdzieś, że deja vu ma się wówczas, gdy procesy w półkulach mózgowych nie przebiegają z taką samą prędkością: prawa strona wyprzedza lewą o jakieś dwie sekundy albo na odwrót... to by jakoś wyjaśniało uczucie rozdwojenia, jakby świat rozpadł się na pół. Świat albo ja.”


Przeżywając deja vu człowiek odczuwa pewną konsternację. Zastanawiając się co jest z nim nie tak zadaje sobie pytania, na które i tak nie pozna odpowiedzi: czy to już było, czy mi się wydaje? a może przeżyłem to samo w poprzednim życiu? może równoległe czas właśnie nałożyły się na siebie? Natomiast odpowiedź jest prosta. To wina mózgu i tego co w nim powstaje.



piątek, 11 marca 2011

"Kamieniczka" Edyta Szałek

„Kamieniczka” to niepozorna książeczka, której szata graficzna zaciekawia od pierwszego spojrzenia. Jak okruchy chleba rozsypanego ptakom, wydziobujemy słowa ze stron sukcesywnie połykając treść. We wnętrzu książki odnajdujemy ścieżki prowadzące w różne strony świata. Przewidywalne splata się z nieoczekiwanym, by dać pole do działania naszej wyobraźni. Czytelnik może poczuć się artystą i z codziennych spraw stworzyć obraz, stosując paletę pełną barwnych marzeń.

Autorka posługując się prozą poetycką, stworzyła album przedstawiający chwile uchwycone uważnym spojrzeniem obserwatora. W tym wypadku za obiektywem stała Edyta Szałek. Migawką oka uchwyciła obrazy rzeczywistości, z których powstał album wart wspomnień. Spacerując ulicami sennego miasteczka, odkryła skromne, lecz warte uwagi zakątki ludzkiego jestestwa. Kelnerka, recepcjonista czy bizneswomen, Polacy czy obcokrajowcy- zwyczajni ludzie, tacy jak my. A każdy z nich wyjątkowy na swój sposób. 

Bohaterowie chwili grzebią wspomnienia, lub próbują wskrzesić niektóre z nich. Łączy ich samotność, obawy i tęsknoty, nad którymi starają się zapanować. Stoją na życiowym rozdrożu i szukają spokojnej przystani, w której mogliby odpocząć. W ciszy i spokoju, połączeni serdecznością, pełni doświadczeń - tworzą dalszą historię.


Edyta Szałek dedykując swą powieść mamie dała świadectwo wdzięczności za poświęcenie i wychowanie- za książki, najlepsze na świecie ciasteczka ze skwarków pieczone w dobie kryzysu, za ustępowanie miejsca, gdy wszyscy pchali się do pociągu życia, i za szuranie Twoich kapci po północy, kiedy układałaś krochmalone serwetki i pastowałaś podłogę.
Przebywając na obczyźnie, trudniej uciec od tęsknot i wspomnień. Autorka stopniując emocje, wskrzesiła nadzieję. Obrazowo przedstawiła, że warto być tam, gdzie czujemy się na swoim miejscu. Gdzie żyje nam się lepiej, bo dom jest tu, gdzie my jesteśmy. Nawet jeśli to ciasna izba sypiącej się kamieniczki. Przecież powrót nie musi być porażką czy okazaniem słabości. Wręcz przeciwnie, może stać się jedynym sposobem na przywrócenie wewnętrznego spokoju.

wtorek, 8 marca 2011

Dzień Kobiet


Drogie Panie! 
Z przyjemnością pragnę podzielić się z Wami wyjątkowymi życzeniami.

Myślałam długo nad życzeniami z okazji 8 marca. Szablonowe: wszystkiego najlepszego jest zbyt banalne. Gloryfikacja kobiecości i patos tego święta przegadane i podszyte przeszłością, której symbolem był goździk i rajstopy z klinem. Ponieważ pracuje z i dla kobiet z całego świata i planuje z nimi świętować 8 marca, pomyślałam, że mogę Wam przekazać to, jak one czuja to święto. Dla kobiet z Egiptu, Erytrei, Iraku, Nigerii, Indii święto 8 marca ma wymiar nieomal magiczny. Wyjście do kawiarni i wspólne świętowanie to wielka uroczystość. One czekają na to jak na jednodniowe wyzwolenie z piętna religii, podporządkowania, przemocy, handlu, aranżowanych małżeństw, bycia nikim w świecie mężczyzn. Wiec może w tym dniu pomyślmy o tym jak dobrze nam z naszą kobiecą wolnością, w której możemy wybierać partnerów, cieszyć się z seksu, pachnieć, ubierać w to co chcemy, czytać, uczyć się, podróżować... To co dla nas jest oczywiste, dla innych jest wciąż tylko marzeniem.
Wszystkiego najlepszego Moje Drogie Kobiety. Niech dzień 8 marca będzie dla Was dobry i słoneczny.


Edyta Szalek 

Świętować każdy może

Każda okazja do świętowania jest dobra. Dzień Kobiet?
Przyznam, że sceptycznie podchodzę do tego rodzaju świąt. Nie celebruję ich jakoś specjalnie. Choć jak każda kobieta lubię być adorowana i dostawać takie tam różne słodkości i kwiaty. Radość z miłych gestów zakłuca świadomość, że jest to komercyjny chwyt reklamowy napędzających rynek.
Z drugiej strony, gdyby nie te wszystkie "święta" ludzie nie mieliby okazji do wyrażania uczuć. Zamknięci w sobie mogliby skamieleć na zawsze.

Wiecie, że prawie każdego dnia jest co świętować?
Na przykład w marcu jest tylko 11 dni wolnych od jakiejkolwiek okazji.
Zobaczcie sami.

poniedziałek, 7 marca 2011

Pamięci Heviego

Hevi był z nami od ponad 11 lat. Nadałam mu to imię, gdyż od szczeniaka był jak heavy (metal)- silny. Lubił szarpać się z kimś ulubioną zabawką. Mogły to być np. stare rajstopy. Wczoraj nasz psi przyjaciel zginął śmiercią tragiczną. Podczas spaceru z moją mamą został brutalnie zagryziony przez silniejszego od siebie mieszańca pitt bulla z buldogiem. Pies był szkolony przez właściciela do walk psów. Wyprowadzany na spacer nigdy nie nosi kagańca, a jego świadomi właściciele nie potrafią utrzymać psa na smyczy, gdy ten wpadnie w szał. To nie było pierwsze spotkanie z oprawcą. Kilka miesięcy temu również dorwał się Heviemu do gardła, uszkadzając krtań i rozszarpując skórę na karku. Wtedy z pomocą zdążył tata wyciągając go własnymi rękami z zaciśniętej paszczy pitt bulla. Hevi miał silnego ducha, lecz nie był bojowy. Po tym zdarzeniu podupadł na zdrowiu i znacznie osłabł. Tym razem bestia dokończyła dzieło. Hevi nie miał żadnych szans. Zdarzenie miało miejsce na oczach mojej bezradnej matki. Sprawcy uciekli z miejsca zdarzenia. Policja spisała zeznania, ale czy coś zrobi w kierunku ich ukarania? Sprawcy są znani w okolicy- rok wcześniej zginął inny piesek. Jeśli zlekceważymy sprawę, ci ludzie nadal będą siali terror. W końcu może zginąć człowiek, lub dziecko. Jaka kara powinna spotkać właścicieli psów, którzy z premedytacją wychowują je na morderców? Co należałoby zrobić z takim psim bandytą?
Moja odpowiedź jest prosta: ukarać, wystawić na widok publiczny i uśpić!

Dziś w nocy Hevi odwiedził mnie we śnie. Staliśmy na podwórku parę metrów od siebie. Wyglądał jak dawniej. Kiedy chciał podejść bliżej zauważyłam, że utyka na prawą łapę. Poczułam żal i smutek. Wtedy on zatrzymał się z uniesioną łapką. Popatrzył na mnie jakby chciał powiedzieć- nie martw się już mnie nie boli, nie cierpię. I zniknął.


niedziela, 6 marca 2011

"Sen Zielonych Powiek" Edyta Szałek


„Idź własną drogą
Bo w tym cały sens istnienia
Żeby umieć żyć
Bez znieczulenia
Bez niepotrzebnych niespełnienia
Myśli złych”


Bohaterka powieści „Sen zielonych powiek” Edyty Szałek, starała się zrobić wszystko, by żyć według tej myśli. Greta, po opuszczeniu szpitala wybrała samotne życie z daleka od przeszłości. Wsiadając do pociągu najbardziej pragnęła zapomnieć o tym, co się wydarzyło. Jednocześnie chciała zacząć wszystko od nowa, nie wiążąc uczuć z czymkolwiek. Żeby tego dokonać, potrzebowała znieczulenia. Zamknęła się w skorupie, nie pozwalając otoczeniu na bliższy kontakt. Atrakcyjna, interesująca kobieta mogła zdobyć każdego mężczyznę. Przelotne romanse były dla niej jedyną formą bliskości, która nie rani. Seks bez zaangażowania uczuciowego, nic więcej. Granica, którą oddzieliła siebie od ludzi, miała chronić nie tyle ją, co innych.
Przełamując stereotyp doskonałej pani domu, stała się kobietą nowoczesną. Singielką, która robi to co chce i kiedy chce, bez tłumaczenia komukolwiek motywów swych zachowań. Robiła to wszystko doznając cierpienia i bólu, który pozostaje, gdy los zabiera nam to, co jest sensem i treścią naszego istnienia. Styl życia, który wybrała byłby łatwiejszy do zrealizowania, gdyby nie uczucia. Nie szukała, wręcz unikała miłości, lecz... pewnego dnia pojawił się mężczyzna posiadający sposób na otworzenie skorupy, w której zamknęła się Greta.

Można wyczarować szczęśliwe zakończenia smutnych zdarzeń, można sprawić, by żadna istota nie była samotna i mogła pochować swoje dziecko, nawet jeśli jest ptakiem?

Greta uciekała od rzeczywistości w świat filmowych fantazji. Porównywała sytuacje życiowe do filmowych scen, a ludzi i ich zachowania - do aktorów odgrywających przypisane im role. Przecież wszystko można wyreżyserować. Nic nie musi być prawdą, a życie może być takie, jakim je sobie wykreujemy. Wspominając sceny z filmów: „Sztuczna inteligencja” i „Szósty zmysł”, umacniała siebie i otaczających ją ludzi w przekonaniu, że w jej życiu chodzi o coś bardziej wzniosłego. A zwykły rozkład dnia kryje w sobie zalążek niebanalnej historii. Niby ukradkiem i przez przypadek, w najmniej oczekiwanych momentach, pojawia się postać chłopca. Bez wątpienia między nim a Gretą jest jakaś niesprecyzowana więź. Jako czytelniczka, odbierałam te fantazje Grety jako swego rodzaju dążenie podświadomości ku przyswojeniu prawdy o jego istnieniu. Postać dziecka staje się coraz bardziej wyraźna, a częstotliwość snów bohaterki na jego temat wzrasta. Powoduje to, iż w końcu kobieta zaczyna szukać w sobie odpowiedzi na pytanie o przyczynę wewnętrznego cierpienia. Wątpliwości nie pozostają bez echa. W ich rozwianiu pomaga Joachim. Jest jak Anioł Stróż, lecz niesie bolesną, trudną do przyswojenia, ale jedyną prawdę, która może dać wolność.
Greta prowadzi wewnętrzną walkę, zastanawia się co powinna uczynić. W głowie słyszy dwa głosy. Jeden z nich, należy do zmęczonej kobiety, która nie ma już siły odgrywać wyreżyserowanych ról. W końcu ponownie chciałaby zasmakować miłości. Drugi głos upiera się, że to właśnie ona jest winna całemu nieszczęściu. Złe zdarzenia to nie bezpańskie psy, każde ma swojego pana, Ty jesteś panią jednego z nich... Ten drugi głos namawia do ucieczki od realiów, sugeruje, że nie warto próbować zmieniać czegokolwiek. Lecz to już nie jest sen o zielonym krokodylu i Greta zdaje sobie z tego sprawę.

W recenzjach „Snu zielonych powiek” czytamy, że jest to oniryczna powieść psychologiczna. Z całą pewnością to prawda. Już na początku książki natrafiamy na nazwę amitryptyliny - leku przeciwdepresyjnego, wywierającego działanie uspokajające i przeciwlękowe, który zażywa bohaterka. Dzięki tej wiedzy podczas czytania jesteśmy świadomi problemów zdrowotnych Grety. Odkrywanie kolejnych kart książki jest szukaniem odpowiedzi na nurtujące pytanie- co się faktycznie wydarzyło? Prawdy dowiadujemy się dopiero w chwili, gdy jednocześnie uświadamia ją sobie chora. Uspokojona i pozbawiona lęków, za sprawą leków zapominała o tym, co było przyczyną jej ciągłej ucieczki.

Brawa dla autorki należą się za brawurową konstrukcję fabuły. Edyta Szałek, jak sama twierdzi prócz oczywistej chęci przekazania myśli chce pisać książki ciekawe, ciekawe dla tych ludzi, których charakteryzuje pewna wrażliwość. Moim zdaniem bez wątpienia jej się to udaje, a książki, które publikuje są najlepszym tego dowodem. Czytając je, poznajemy talent i mądrość pisarki.

Sen zielonych powiek nie mógł trwać wiecznie. Skończył się wraz z książką, która o nim opowiada. Lecz czy powrót do rzeczywistości zawsze musi być straszny i zwiastować najgorsze? Może dzieci ptaków również mają sny? 

tytuł: Sen Zielonych Powiek
autor: Edyta Szałek
wydawca: Replika
data wydania: 2007
nr wydania: I
ISBN: 978-83-60383-31-5
liczba stron: 235
kategoria: literatura piękna

notka o autorce:

Edyta Szałek (ur. 1974). Socjolożka, pisarka, fotografka. W 2005 r. wygrała konkurs na Dziennik Literacki „Dzień po dniu” zorganizowany przez magazyn „Zwierciadło”. Przez kolejne dwa lata pisała do tego miesięcznika felietony „Miasteczko blisko morza”. Debiutancką książką Szałek jest „Sen zielonych powiek” z 2006 r. (Replika). Kolejna książka to zbiór opowiadań „Kamieniczka” (Amea) z 2009 r.
Na początku 2008 r. Edyta Szałek wyjechała do Norwegii. Początkowo, z uwagi na doświadczenie zdobyte w Polsce, pracowała jako dyrektor handlowy w jednej z norweskich firm. Potem postanowiła poświęcić się całkowicie trzem pasjom: socjologii, pisarstwu i fotografii. Pierwszą z nich realizuje pracując w bergeńskim Centrum Kryzysowym dla kobiet, w którym pomaga traumatycznie doświadczonym dzieciom pochodzącym z krajów całego świata. Miłość do kina i czarno-białej fotografii znalazła odzwierciedlenie w firmie Sokrates´Workshop, którą założyła rok temu ze swym życiowym partnerem. A pisanie? Na to jest czas zawsze i wszędzie – mówi Edyta. – Najczęściej jednak o świcie, kiedy norweskie fiordy przeciągają się jak koty, sroki przeszukują śmietniki, a stary zegar wybija za wczesną godzinę.

środa, 2 marca 2011

wymiana książkowa


Dzięki wymianie książkowej u Sabinki otrzymałam wczoraj przesyłkę od Reni- Ażurowe marzenia. W kopercie znajdowały się książki "Droga po dziecko" i "Ich trzech i dziewczyna". Jak tylko uporam się z zaległymi recenzjami na pewno przeczytam. Dziękuję również za zakładki (fiolet to mój ulubiony kolor) i cappuccino. Jedna saszetka jest pusta, a jej zawartość w moim kubku już przed zrobieniem zdjęcia. ;)
Pozdrawiam serdecznie. 

A oto zawartość paczki, którą wysłałam do Edyty- Wytworki Edi.