Od czytania nikt się jeszcze grzechem nie zaraził.
"Korona śniegu i krwi", Elżbieta Cherezińska
Odkąd poznałam twórczość Elżbiety
Cherezińskiej, na jej powieści „rzucam się” bez zastanowienia,
gdyż mam pewność, że mnie nie zawiodą. Tak było również w
przypadku „Korony śniegu i krwi”.
Elżbieta Cherezińska to jedyna
pisarka, która przekonała mnie do polubienia historii. Muszę
przyznać, że w szkole nie przepadałam za tą dziedziną nauki.
Zawsze miałam trudności z zapamiętywaniem dat, nazwisk i tego kto
z kim, kiedy i dlaczego. Jedynie proza życia postaci historycznych
bywała dla mnie ciekawa, a wtedy także możliwa do strawienia.
Dzięki Elżbiecie stała się również intrygująca i zasługująca
na zainteresowanie. To wszystko za sprawą umiejętności pisarskich
Autorki. Być może się powtarzam, ale talent i wyśmienitego styl
prozatorski Cherezińskiej nie budzą żadnych wątpliwości. Mówi
się o tym przy każdej jej powieści, lecz nie są to pochwały
jałowe.
Powieści Elżbiety Cherezińskeij
łączą wątki przygodowo- obyczajowe i erotyczne, posiadają wartką
akcję, napięcie i tajemnice oczekujące na rozwiązanie. Dzięki
nim fabuła staje się porywająca. Autorka doskonale potrafi tchnąć
życie w historycznych bohaterów. Przyodziewa ich w ciekawe
charaktery, odsłaniając jednocześnie lęki i pragnienia. Wielkie
historyczne postacie przestają być jedynie marionetkami
odgrywającymi role na scenie politycznej.
Tym razem przenosimy się w czasy
panowania Przemysła II, księcia Starszej Polski. Wydarzenia
obejmują okres historyczny od maja 1253 roku do lutego 1296 roku.
Rozbicie dzielnicowe to specyficzny okres w dziejach naszego państwa.
To czas walki o terytorium, okres niepokoju wywoływanego przez
zawieranie i zrywanie sojuszy z sąsiadami. To również czas ambicji
i pychy książąt, intryg biskupów, porywaczy i zabójców.
Na kartach „Korony śniegu i krwi”
spotkamy między innymi Władysława Łokietka, Henryka Prawego,
Leszka Czarnego czy Bolesława Wstydliwego. Obok sylwetek Piastów
nie zabrakło przedstawicieli innych dynastii. Prócz postaci
historycznych występuje również kilku bohaterów fikcyjnych. Są
to przede wszystkim wyznawczynie dawnych wierzeń pogańskich,
plotące sieci intryg wokół książęcych głów.
Dużą kontrowersję wywołał
wpleciony do fabuły element fantasy. Moim zdaniem ten magiczny
składnik wzbogaca wyjątkowość powieści. Nadaje jej specyficznego
klimatu, dzięki któremu jest ona jeszcze bardziej intrygująca i
pociągająca.
Średniowiecze to moim zdaniem bardzo
ciekawa i niezwykła epoka. Zwyczaj stosowania herbów ukształtował
się właśnie w tym okresie. Na polu walki zbroje były do siebie
podobne, a hełmy zakrywały twarze. Rozpoznanie poszczególnych
rycerzy było niemal niemożliwe. Łatwy do rozpoznania rysunek dawał
możliwość identyfikacji.
Ożywające w „Koronie śniegu i
krwi” zwierzęce godła herbowe sprawiają, że ma się wrażenie,
iż fantastyka w średniowieczu była czymś naturalnym. Wydaje się,
że gryfy schodzące z herbów, by w walce wspomóc swych panów to
nic nadzwyczajnego, to normalna kolej rzeczy.
Mimo zbeletryzowanej fabuły Autorka
nigdy nie oddala się od faktów historycznych. Natomiast urozmaica
je detalami z życia codziennego bohaterów, zagląda do ich
sypialni, czyta w myślach poznając najskrytsze pragnienia.