Łowcy wielorybów – dajcie się zwieść tytułowi i złowić autorce, Edycie Szałek – wielorybnikowi, który do połowów używa słów i wyobraźni. Dzięki niebanalnym przenośniom zatrzymuje czytelnika w krainie fiordów, otoczonej chłodnymi skałami i wiatrem Skandynawii.
„Łowcy wielorybów” to książka ponadczasowa, opowiadająca o losach kobiet: babci, matki, ciotki i córki. Każda z nich na swój sposób zmaga się z podobnym problemem, łączącym je poprzez poświęcenia i współczucie. Są różne, a jakże podobne do siebie. Szukające szczęścia u boku mężów, którzy dokonali bolesnego naruszenia ich osobowości. Czytając tę powieść zobaczycie, jak łatwo jest utożsamić się z każdą postacią. Poznając kolejne rozdziały dotkniecie przeszłości i teraźniejszości, łączących się w Świecie Flory.
Flora - już samo imię głównej bohaterki nadaje postaci tajemniczego uroku natury. Flora, doskonale wkomponowana w krajobraz wyspy, na której toczy się akcja powieści, jest jak zbiór roślin, rosnących w przeszłości na tym obszarze. Jest połączeniem okresów geologicznych, ich szczątków, skamieniałości i odcisków na nich zostawionych.
Po śmierci ojca dotyka dna, zaszczuta w niepojmowanym przez innych nieszczęściu i postanawia wymknąć się z klatki poprawności. Zaglądając w głąb siebie wskrzesza siłę. Odnajduje Kapitana, który staje się miłością. Miłością do samej siebie. Szczęściem, na które świadomie zasługuje, spełnieniem marzeń, prawie materialną projekcją zrodzoną z tęsknoty za sprawą powinowactwa dusz, grania tych samych nut. Pokochała Kapitana w chwili, w której pokochała samą siebie. Rozmawiając z nim, coraz lepiej rozumie swą naturę. Kiedy ona zaczynała zdanie, on mógł je skończyć, a wszystko miało sens i było całością.
Ten przyjaciel zmęczonego umysłu jest również jak ojciec, a jego natura jest jej bardzo bliska. Ze zrozumieniem usprawiedliwia jego postępowanie i to, dlaczego nie potrafił żyć w realiach otaczającego świata.
Flora stworzyła sobie przestrzeń wypełnioną czystym pragnieniem kochania i bycia kochaną. Podczas samotnych rozmyślań skurczył się on do rozmiarów Bryzy i zamknął w granicach drewnianej kołyski. Dużo czasu spędzała na łodzi myśląc o przeszłości. Zachwycała się nią twierdząc, iż mogłaby tak żyć zawieszona gdzieś pomiędzy sepią, bawełnianymi pończochami i karminową pomadką.
Podczas spacerów Flora natrafiła na starszego mężczyznę, którego nazwała Ojcem Wyspy. Mężczyzna sprawiał wrażenie człowieka, który zna wszystkie tajemnice, zwłaszcza te przerażające. Unikał ludzi, a zagadnięty odpowiadał tylko zdawkowo. Im mocniej Flora przenika do świata, w którym nie boi się walczyć o miłość, tym bardziej Ojciec Wyspy staje się rozmowny. Pewnego razu przyznaje, iż będąc przez krótki czas wielorybnikiem nauczył się czegoś bardzo ważnego. Zrozumiał, że czasami musisz odpuścić, by coś innego zyskać. Tym sposobem złowił wieloryba nie zabijając go i oddając mu wolność.
Sprawa polowań jest tematem przewodnim powieści. Ma to na celu uświadomienie czytelnikowi, że każdy z nas jest wielorybnikiem życia.
„Łowcy wielorybów” to książka, która bardzo przypadła mi do gustu. Po jej przeczytaniu czułam niedosyt. Powróciłam więc do wybranych rozdziałów, doszukując się odpowiedzi na niedopowiedzenia, z którymi i tak pozostałam. Prawie nigdy mi się to nie zdarza. W tym wypadku wiem, że jeszcze nieraz będę wertować kartki tej powieści, szukając czegoś między wierszami. Filozoficzne rozważania, w które wprowadza nas autorka sprawiają, że pochłaniamy myśli bohaterów, by móc później snuć na ich temat refleksje.