czwartek, 30 czerwca 2011

"Na granicy snu" Anna M. Gorgolewska


„Na granicy snu” Anny M. Gorgolewskiej to lektura przeznaczona nie tylko dla młodzieży. Autorka przedstawia młodą dziewczynę przekraczającą próg dorosłości. Dzięki własnym doświadczeniom poznaje smak rozpaczy i bezradności. Odczuwa siłę prawdziwej przyjaźni. Dowiaduje się czym jest miłość i jakie wyrzeczenia ze sobą niesie.

W prezencie z okazji osiemnastych urodzin Renata dostaje samochód. Niedługo po tym, podczas jednej z pierwszych przejażdżek w deszczowy dzień, traci kontrolę nad pojazdem i ulega wypadkowi. Dziewczyna zapada w śpiączkę, która trwa dziesięć miesięcy. Przez ten czas pozostaje w szpitalu pod opieką specjalistów. Jędrek codziennie czyta siostrze kolejne fragmenty jej ulubionych powieści mając nadzieję, że wypowiadane słowa docierają do jej podświadomości. Rodzice również z niecierpliwością czekają aż córka się obudzi. W tym samym czasie dziewczyna znajduje się na granicy życia i śmierci. Kraina, do której przeniósł ją jej umysł to Koh-i-nor.
Na początku Renata nie pamięta skąd się tam wzięła i co się wydarzyło. Jednak stopniowo wszystko zaczyna się wyjaśniać. Bohaterka uświadamia sobie, że miejsce, w którym się znalazła widziała w snach. Tęskni za domem i chciałaby wrócić, ale inny problem zaprząta jej głowę. Stara się pomóc Kalmowi i jego siostrze w rozwiązaniu zagadki. Odpowiedź ma odwrócić klątwę, ciążącą na mieszkańcach tej przedziwnej krainy. Czy dziewczynie uda się pomóc przyjaciołom? Kim jest bestia niosąca postrach i śmierć w Koh-i-nor?

Koh-i-noor znaczy „Góra Światła”. To jeden z najbardziej znanych diamentów na świecie. Obecnie znajduje się w koronie brytyjskiej Królowej Matki. W Indiach krąży opowieść, że Koh-i-noor został odkryty na czole chłopca porzuconego nad brzegiem rzeki Jamuna i że noworodka zaniesiono wraz z diamentem na dwór władcy. Dziecko okazało się Karną, synem Boga Słońca. Kamień (o wadze 600 karatów) został osadzony w posągu boga Sziwy na miejscu trzeciego oka, oka olśnienia. Prawdopodobnie wydobyto go w kopalniach Bindżapuru, w środkowych Indiach - w kraju, który do XVIII wieku był wyłącznym producentem diamentów.*

„Na granicy snu” czyta się szybko i lekko. Autorka dedykuje swoja książkę rodzicom. Obecność silnych więzi rodzinnych odczuwa się również podczas lektury. W sytuacji, gdy życie najbliższej osoby jest zagrożone, trudne chwile można przetrwać jedynie trzymając się razem. Będąc podporą dla innych, czujemy większą nadzieję i wiarę w sobie. To książka o wytrwałości i sile determinacji, którą odkrywa we własnym wnętrzu człowiek dojrzały emocjonalnie.


* źródło- Wikipedia


Tytuł: Na granicy snu
Autor: Anna M. Gorgolewska
Wydawnictwo: Papierowy Motyl
Wydanie pierwsze: maj 2011
Liczba stron: 170
Format: 130 x 190 mm
Oprawa: miękka
ISBN: 9788362222261


notka o autorce:

Anna M. Gorgolewska – mieszka w niewielkim nie wielkim miasteczku na Dolnym Śląsku. Bardzo kocha zwierzęta, zwłaszcza czarne koty. Od kilkunastu lat pracuje z dziećmi i młodzieżą. Interesuje się historią i archeologią. Uwielbia czytać (głównie literaturę faktu). Urodzona poetka, od kilku lat prozatorka, czerpiąca wielką radość z pisania.



niedziela, 26 czerwca 2011

Posadź drzewo!


Przyłączcie się do akcji sadzenia drzew.
Rok 2011 ogłoszono Międzynarodowym Rokiem Lasów
Posadź wirtualne drzewko, a Tetra Pak zasadzi prawdziwe w Parku Narodowym!
ZASADŹMY RAZEM 160 000 drzew!


Moje drzewko to jodła. Kliknij tu, aby je podlać. 
http://www.posadzdrzewo.pl/#/profil/joanna-67


Wybierz drzewko, które najbardziej do Ciebie pasuje
i zadbaj o jego wzrost.
Zamieść link do drzewka na stronie
Posadź drzewo na Facebook,
a inni pomogą Ci je podlewać.

To fajna i przede wszystkim pożyteczna zabawa.
Więcej informacji znajdziecie na TUTAJ.




Pamiętaj, że drzewa to nie tylko piękno i bogactwo przyrody ale również producent niezbędnego do życia tlenu. Drzewa absorbują również CO2, którego nadmierne ilości negatywnie wpływają na zmiany klimatyczne. Pomóż nam ograniczać wzrost emisji CO2 do atmosfery! Zasadź z nami swoje drzewo!  Tetra Pak


Jeśli to dla Was nie problem zamieście podobną wiadomość na swoich blogach i wspierajcie ekologię.



piątek, 24 czerwca 2011

"Manazuru" Hiromi Kawakami

Gdzie zaczynają się prawdziwe wspomnienia, a co nimi nie jest? Może to się w ogóle nie wydarzyło, ale będę zawsze pamiętać to wyraźnie.

Do sięgnięcia po „Manazuru” Hiromi Kawakami w pierwszej kolejności zachęciła mnie jaskrawa barwa figur geometrycznych na okładce. Pomalowane na czerwono, okrągłe i kwadratowe klocki wyglądały, jakby wyrastały z podłogi, i mimo że były to zwyczajne przedmioty, budziły nieprzyjemne uczucie. Czytając powieść odkryłam co to oznacza.

Kei mieszka w Tokio ze swoją matką oraz dojrzewającą córką. Od dwunastu lat jej mąż Rei nie daje znaku życia. Kei zastanawia się dlaczego ją zostawił. Rozmyśla również nad swoimi relacjami z córką. Wspomina czasy, gdy Momo była malutka, a bezwarunkowa miłość, która je łączyła była najwspanialszym uczuciem jakiego doznała. Teraz oddaliły się od siebie, brakuje im tematów do rozmów i Kei pragnie to naprawić. Pewnego dnia wyrusza do dziwnego i intrygującego miasta nie zdając sobie sprawy z przyczyn własnej wyprawy.
Kolejny raz wertując dziennik męża natrafia na notatkę, w treści której jest mowa o Manazuru. Zaczyna rozumieć dlaczego to miejsce ją przyciąga. Stara się odnaleźć jakiś ślad prowadzący do Reia oraz zaginionego świata z przeszłości. W jej podróżach do Manazuru najważniejsze jest pragnienie odzyskania duchowej równowagi. Odnalezienie wewnętrznego spokoju dzięki rozwiązaniu zagadki zaginięcia ukochanego. Kobieta szuka pewności i bezpieczeństwa, ale zamiast tego wpada w próżnię, z której trudno się wydostać. W Manazuru poznaje zjawę. Kobiety rozmawiają, spacerując razem trzymają się za ręce. Zawieszone pomiędzy światami starają się pomóc sobie nawzajem zrozumieć sens minionych wydarzeń.
Spotkania ze zjawami pochłaniają energię Kei, jak również radość życia. Widziadła są jak zagubione dusze, błąkające się po świecie żywych, którzy nie potrafili pogodzić się z ich odejściem. Nadmorski klimat i deszczowa pogoda podsycają psychodeliczną aurę.

Manazuru- tego ciągu liter nie potrafiłam zapamiętać nawet podczas czytania powieści. Intrygujący tytuł jest nazwą nadmorskiego miasta w Japonii. Właśnie tam rozgrywają się najważniejsze fragmenty powieści. To miejsce jest płaszczyzną, na której dochodzi do przenikania się dwóch światów: realnego i onirycznego. Bywają momenty, w których granice zacierają się, a my nie jesteśmy w stanie określić granicy między złudą a realnością. Surrealistyczny świat jaki stwarza Autorka sprawia, że dryfujemy pomiędzy fragmentami wspomnień a wyimaginowanymi pragnieniami. Relacje między bohaterami są pełne nie tylko naprzemiennego światła i ciemności, lecz również cieni stworzonych dzięki ich powiązaniom. Taki był właśnie związek Kei z Reiem. Zazdrość i żal przechylają szalę psychicznej paranoi bohaterki, działając na jej niekorzyść.

Hiromi Kawakami dzięki eterycznemu stylowi powieści przenosi czytelnika do świata zjawisk nadprzyrodzonych. Jej proza przepełniona jest dygresjami co sprawia, że podczas czytania trzeba być czujnym. Myśli i dialogi niespodziewanie wtrącone w tekst przeplatają czas teraźniejszy z przeszłym wprowadzając zamieszanie.

Zakończenie powieści jest otwarte. Można jedynie przypuszczać, że przeżycia towarzyszące Kei w Manazuru uwolniły ja od demonów zagnieżdżonych w umyśle dając wolność i możliwość rozpoczęcia nowej drogi. Paradoksalnie nic nie jest dokończone, nie przemija zataczając koło obejmujące wszystkie płaszczyzny czasowe. Odejść w przeszłość może tylko to, co teraz jest. To, czego nie ma, nie może stać się przeszłością. Nie może też całkiem zniknąć. Choć nieobecne, pozostanie na zawsze. 


Tytuł oryginału: Manazuru
Autor: Hiromi Kawakami
Tłum. Barbara Słomka
Wydawnictwo: Karakter
Liczba stron: 260
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Wymiary: 120 x 195
ISBN: 978-83-62376-06-3


Manazuru


Notka o autorce:

Hiromi Kawakami (ur. 1958 w Tokio)powieściopisarka i eseistka, laureatka wielu japońskich wyróżnień literackich (m.in. nagrody Akutagawy, nagrody Shikibu Murasaki, nagrody Pascala za debiut). Ukończyła biologię na Uniwersytecie Ochanomizu w Tokio. Kawakami pisze o ludzkiej naturze inaczej niż do tego przywykliśmy; nie psychologizuje, nie ucieka się do metafizyki. Pokazuje stany umysłu bohaterów, wewnętrzne napięcia i rozedrganie, pozwalając im tworzyć się i rozpływać na naszych oczach. Subtelny, minimalistyczny styl i niekonsekwentny zapis partii dialogowych to rozpoznawalne cechy prozy Kawakami zbliżającej się do granicy tego, co da się wypowiedzieć.




środa, 15 czerwca 2011

Lektury na lato

Dzięki uprzejmości kilku Wydawnictw latem mam co czytać. 


"Manazuru" Hiromi Kawakami
"Palestyńskie wędrówki" Rej Shehadeh



"Niebo i Ziemia" Sandor Marai
"Żar" Sandor Marai



"Czerwona woda" Mariusz Byliński
"Na granicy snu" Anna M. Gorgolewska





poniedziałek, 13 czerwca 2011

"Zadzwoń, jak cię zabiją" Marek Probosz


Ludzkość jest krótkowzroczna, zapomniała o swojej drodze powrotnej do domu. Świat śmierci nie należy do naszego świata.

„Zadzwoń, jak cię zabiją!” Właśnie te słowa usłyszał Marek od matki na pożegnanie, gdy ruszał do Czechosłowacji zagrać scenę śmierci swego bohatera. To i wiele innych wspomnień autora znajdziecie w jego powieści pod tym właśnie tytułem.
Sięgając po powieść Marka Probosza, zastanawiałam się co też może mieć do powiedzenia ten słabo znany mi aktor. Pierwsze co przyszło mi na myśl to, że pewnie chwali się swoimi podróżami i aktorskimi sukcesami. Na szczęście myliłam się. Książka wciąga od pierwszych stron. Zaskakuje niebywałymi przeżyciami autora i jego przyjaciół. Probosz szkicuje obraz swojego życia, który jest pełen wielowymiarowych płaszczyzn mieniących się bogatą paletą barw, jak grafika na okładce. Opowiada o pasji, w spełnieniu której nikt nie był wstanie mu przeszkodzić. Nawet służba wojskowa, przed którą uciekł na Zachód, by w końcu wylądować w Hollywood.
Dzięki tej książce poznajemy człowieka o mocnym charakterze i silnej woli walki. Dowiadujemy się jak na planie filmowym poznał Gosię. O tym, że pokrewne dusze zawsze się odnajdą, bo przeznaczenie musi się dopełnić. Zakochani wzięli symboliczny ślub w rezerwacie Indian Hopi w Arizonie, po czym już jako Bacavi i Owatsmo zanurzyli się w fascynującej historii swych wcześniejszych wcieleń. Odnaleźli drogę do siebie samych. Pozwoliło im to w lepszym zrozumieniu świata. Stali się otwarci na wszelkiego rodzaju impulsy i spełnieni. 
Wydarzenia opisane przez autora są tak nieprawdopodobne, iż wydaje się wręcz niemożliwe, by miały miejsce. Ludzie, o których czytamy, łączy jedna ważna rzecz- wiara. Są święcie przekonani, że istnieje życie pozagrobowe i pozaziemskie. Bez wątpienia przyjmują wiedzę o swoich poprzednich wcieleniach. Są szczęśliwi i wolni dzięki tej świadomości.
Fabułę wzbogacają opisy indiańskich obrzędów, plemiennych rytuałów i podróży w zaświaty. To wszystko sprawia, że czytelnik czuje się oczarowany. Wielka Podróż nabiera iście kosmicznego wymiaru.
Przerzucając karty powieści nie mamy pewności gdzie zaniesie nas kolejny rozdział. Ta niesamowita przygoda prowadzi do „Zaginionego Świata” Majów, Azteków, Inków, Olmeków i Zapoteków. Podróżujemy po Belize, Meksyku i Gwatemali, by sięgnąć początków zapomnianych cywilizacji. Tam, gdzie duchowy świat jest bardziej rzeczywisty od widzialnego.

Książkę „Zadzwoń, jak cię zabija” czytałam rano i wieczorem. Po otwarciu powiek i przed ich zamknięciem. Jak mawiał dziadek Marka- całe nasze życie jest jak to zamknięcie i otwarcie powiek. Po lekturze czułam niedosyt. Skończyła się w momencie, gdy emocje sięgnęły zenitu. Ale cóż Autor mógł powiedzieć więcej? Pewne rzeczy muszą zostać niedopowiedziane. Probosz z całym szacunkiem dla czytelnika, pozostawił mu szansę odkrycia wielkiego sekretu grobowca Pacala na własną rękę. Nie zmarnujcie szansy. Zatrzymajcie się na chwilę, sięgnijcie po tę książkę, która wciąga w zaświaty. Sprawdźcie czy rzeczywistość, którą opisuje Autor jest Wam bliska. Czy to, co zobaczył na własne oczy jest prawdą, czy tylko wizją spragnionego umysłu. W życiu człowieka są takie chwile, kiedy serce po prostu wie. Wszystko zależy od Was i od tego jaką drogą pójdziecie. Zadecydujcie sami.


Tytuł: Zadzwoń, jak cię zabiją
Autor: Marek Probosz
Wydawca: Instytut Wydawniczy Latarnik
Objętość: 192 str.
ISBN: 978-83-60000-67-0

Notka o autorze:


Marek Probosz - Syn Stanisława i Franciszki Probosz, mając sześć lat wystąpił w baśni Hansa Christiana Andersena Księżniczka na ziarnku grochu jako błazen. Jego matka pracowała w Domu Kultury w Żorach, gdzie zetknął się z teatrzykiem, a później z teatrem jako maszynista sceny. Debiutował na małym ekranie w serialu Ślad na ziemi (1978), rok później pojawił się w kinowej adaptacji powieści Emila Zegadłowicza Zmory (1979) w reżyserii Wojciecha Marczewskiego. W 1983 roku ukończył Wydział Aktorski w PWSFTviT w Łodzi, gdzie poznał aktorkę i przyszłą żonę Marię Probosz, z którą zagrał w dwóch filmach Andrzeja Barańskiego Niech Cię odleci Mara (1982) i Mieczysława Waśkowskiego Czas dojrzewania (1984). Jego scenicznym profesjonalnym debiutem była komedia Williama Shakespeare'a Wieczór Trzech Króli (1984) na scenie Teatru Polskiego w Warszawie.

Pod koniec lat 80. wyjechał na zaproszenie do Hollywood i zamieszkał w Los Angeles. Przez kilka miesięcy utrzymywał się z pisania różnych tekstów: opowiadań, wierszy i scenariuszy (m.in. AUM - makabra w trzech aktach). Następnie znalazł pracę w teatrze jako pracownik techniczny. Okazjonalnie pojawiał się na ekranie; w dramacie wojennym I skrzypce przestały grać (And the Violins Stopped Playing, 1988) u boku Horsta Buchholza, dramacie Jerzego Skolimowskiego Ferdydurke (Fort 13, 1991) na podstawie powieści Witolda Gombrowicza z Crispinem Gloverem oraz melodramacie Przygoda miłosna (Love Affair, 1994) u boku Warrena Beatty, Annette Bening, Katharine Hepburn, Kate Capshaw i Pierce'a Brosnana. W 1993 roku ukończył wydział reżyserii filmowej w The American Film Institute w Los Angeles.

Meksyk- Gwatemala

Tulum

 
Tikal

Grobowiec Pacala


sobota, 11 czerwca 2011

Czerwcowy Konkurs

Ogłaszam letni konkurs! :)

Do wygrania  

"Sztuka wojny dla kobiet" Chin-Ning Chu.

Genialne strategie SUN TZU w służbie płci pięknej. 

To niewątpliwie najwybitniejsza książka o strategii, jaką kiedykolwiek opublikowano. Jest przy tym dziełem uniwersalnym, docenianym w każdej kulturze i na całym świecie. Do tej pory korzystali z niej głównie mężczyźni, a jednak to lektura wprost idealna dla kobiety takiej jak Ty.

Aby wziąć udział w konkursie wystarczy:

1. Zamieścić wiadomość o konkursie na swoim blogu wstawiając ten baner wraz z linkiem do posta.


 2. W komentarzu zgłosić swój udział w konkursie i odpowiedzieć na pytanie:

          O co walczysz w codziennym życiu? 

Spośród zgłoszeń zostanie wyłoniona najciekawsza odpowiedź.
Konkurs trwa od 12 czerwca do 3 lipca 2011. Wynik konkursu zostanie ogłoszony w godzinach wieczornych na tym blogu 
"Myśli Odważne".

Zapraszam do wzięcia udziału w zabawie. Powodzenia :) 



"Homo Hereticus" Piotr Prokopiak


Niełatwo jest zrecenzować poezję, tym bardziej, gdy jest to poezja trudna. Nie wystarczy, gdy powiem, że wiersze zawarte w tomiku „Homo hereticus” podobają mi się. Bo cóż to faktycznie znaczy? To, że rozumiem co autor miał na myśli, czy że odpowiada mi styl jakim się posługuje?
Wiersze Piotra Prokopiaka są mocne, czasem nawet wulgarne. Można je klasyfikować w kategorii „dosadne”. Mimo to momentami natrafiamy na niedopowiedzenia. Poezja zawarta w „Homo hereticus” nie jest uniwersalna. Żeby ją zrozumieć, nie wystarczy się wczuć. Do tego potrzebna jest wiedza na temat zainteresowań autora i czasów, w których przyszło mu żyć. Ważna jest również znajomość teorii filozoficznych, między innymi Nietzschego, jak również obycie z Biblią. Wiersze w wielu miejscach nacechowane są wątkami religijnymi mającymi cechy herezji.


 „Z brulionu heretyka”
Marks miał rację
religia to opium dla ludu
dlatego Jezus
wszelka religię zniósł

W tomiku „Homo hereticus” odnajdujemy odniesienia do postaci historycznych, takich jak Marcin Luter i Jan Hus. Utwory przesycone są czysto ludzką potrzebą oswojenia zła. Autor nawiązując do wydarzeń sprzed wieków, przerzuca pomost i pokazuje analogie do czasów współczesnych. Między innymi do okresu komunizmu w „Przetrąconym pokoleniu”, któremu szczepionka komercyjnej religii skutecznie łagodzi bolączki sumienia. Wspomina ludzi mu bliskich ubolewając nad tym, że nie potrafili przystosować się do tego, co dał im los. Pozostawiony sam ze swoimi wątpliwościami zapiera się siebie, gdy rozwierają opuszczenie z widokiem na stos.

Zachęcam do zapoznania się z tą niebanalną, współczesną poezją.
Na okładce wykorzystano średniowieczną grafikę przedstawiającą „Spalenie Husa”.


Tytuł: Homo hereticus
Autor: Piotr Prokopiak
Wydawca: Stowarzyszenie Autorów Polskich Oddział Płock
Oprawa: miękka
Rok wydania: 2010
ISBN: 978-83-927517-3-1

notka o autorze:
Piotr Prokopiak - rocznik 1973. Publikował w "Autografie", Brulionie Literackim "Ślad", Miesięczniku Literackim "Akant", Kwartalniku artystyczno- naukowym "Znaj", "Poezji dzisiaj", Piśmie społeczno- kulturalnym "Miesięcznik", Miesięczniku "Idź pod prąd", oraz w prasie lokalnej. Współpracuje z ariańskim pismem "Pistis". Swoje wiersze zamieszczał w almanachach poetyckich. Wielokrotnie jego twórczość była prezentowana na antenie Polskiego Radia Koszalin. Dotychczas wydał cztery tomiki poezji : "Narodzeni z wiatru" ( 2007r.), "Przedcisze"( 2008r.), "Pastwisko losu" ( 2009r.) oraz Homo Hereticus (2010r.). W 2011r. nakładem wydawnictwa Papierowy Motyl ukazała się jego powieść "Odsypiając przeszłość". Laureat Ogólnopolskich Konkursów Poetyckich m.in. im. Leszka Bakuły, im. Jana Śpiewaka i Anny Kamieńskiej, im. Włodzimierza Pietrzaka, „O srebrną łuskę pstrąga”. W XI edycji OKP „Malowanie Słowem” otrzymał tytuł „Poety Regionu”.
W 2008 roku został przyjęty w szeregi Stowarzyszenia Autorów Polskich. Od marca 2011r. pełni funkcję prezesa szczecineckiego oddziału. Interesuje się judaizmem, teologią ruchów uznanych za heretyckie, biblistyką, filozofią egzystencjalną oraz historią. Sprzeciwia się wszelkim formom dyskryminacji ze względu na narodowość, religię czy też orientację seksualną. Wyznaje unitarianizm. W 2011 roku wydał swoją debiutancką powieść pt. „Odsypiając przeszłość”.

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Elżbieta Cherezińska- z namiętnością przez historię.


Z Elżbietą Cherezińską rozmawia Joanna Markowska. 

foto by Edyta Szałek

J: Elżbieto, kiedy Twoje zainteresowanie historią i religią zapoczątkowało pisanie książek opartych o te tematy? Co z teatrologią?

E: Nie umiem znaleźć dat granicznych, jakby ich nigdy nie było. Wiesz jak to jest: realizujesz swoje pasje w różny sposób, najpierw są urlopem, oddechem po pracy, potem nagle stają się pracą. Teatrologia nigdy nie była moją pasją, nie w takim natężeniu. Interesowała mnie historia teatru, bo interesuje mnie każda historia. I Molier. Stary Francuz wciąż jest dla mnie żywy i ogromnie mnie bawi. Łapię się za niego „w każdej wolnej” i wiesz co? Nieustannie śmieję się z tych scen. „Słyszę” je w życiu, w codziennych sytuacjach. O ile znam się na sobie, prędzej czy później, zaowocuje to jakąś książką o Molierze.


J: Chętnie dowiem się czy Molier był świętoszkiem. ;)
Przeczytam wszystko co wyjdzie spod Twojego pióra. A właśnie, czym piszesz?

E: Molier świętoszkiem nie był, żadna to tajemnica. Kobieciarz, hipochondryk, przez większość zawodowego życia myślał i marzył o sobie, jako o aktorze dramatycznym. Talent komediowy odnalazł w sobie wbrew sobie.
Czym piszę? Masz na myśli pióro, długopis? Rozczaruję cię, Joasiu. Notuję czymkolwiek, co mi wpadnie pod rękę. Czasami kredkami moich córek. Wszystko mi jedno. Uwielbiam ładne rzeczy do pisania, ale nie trzymają się mnie, więc przestałam zwracać na to uwagę.


J: Co robisz, gdy nie piszesz?

E: To zależy od pory roku. Zimą lenię się. Od wiosny do późnej jesieni tyram w ogrodzie. Mieszkam pod Kołobrzegiem, to żyzne, torfowe ziemie. Marchewki w nich nie wyhodujesz, ale kwiaty i zielsko rosną doskonale. Wystarczy, że mam dłuższą przerwę w ogrodzie, a mlecze na środku trawnika osiągają rozmiary rabarbaru. Albo krety. Jak chcesz, pogadamy o kretach


J: Pogadajmy o religii. Jaką rolę odgrywa w Twoim życiu codziennym?

E: Jest jego integralną częścią. Jeden z moich bohaterów mówi „religia to sprawa państwowa, ale wiara to rzecz intymna” i rzeczywiście jest to moje zdanie.

J: Tak mówi Otton III w „Grze w kości”. To jedno ze zdań, nad którym zatrzymałam się dłużej czytając tę powieść. Elu, w takim razie w jakiej kwestii zgadzasz się z Bolesławem Chrobrym?

E: Pytasz o kwestie religijne? Jeśli tak, to odpowiem, iż obdarzyłam obu bohaterów po równo, w myśl zasady (Otto) „niełatwo jest być sobą i swoim przeciwieństwem”. Jak pamiętasz Bolesław pilnował, by wiara mu nie przeszkadzała w myśleniu, a biskupa Ungera cenił za to, że „nie dorabiał do wszystkiego Chrystusa”. W pierwszej wersji zdanie brzmiało to rzecz jasna „że Chrystusem sobie gęby nie wycierał” ale nie chciałam urazić niczyich uczuć i je wygładziłam.


J: Od lat mieszkasz w Kołobrzegu. Od marynarza do wikinga niedaleka droga? ;)

E: Uwielbiam Kołobrzeg. Lubię energię, którą niesie woda. Lubię przepływ ludzi wpisany w krajobraz miast portowych. Nie muszę być zakorzeniona, by czuć się dobrze. Samochód, którym jeżdżę wciąż ma rejestrację z miasta w którym mieszkałam kiedyś. Wiesz o co chodzi, Joasiu, prawda? O to, że nie jestem przypisana. Że w mieście, które traktuję jako swoje miejsce, mogę udawać turystkę. A wikingowie? Początkowo to słowo znaczyło co innego niż dzisiaj. „Vik” czyli zatoka. Gdzieś pomiędzy „ludźmi z zatoki” a „płynącymi w zatoki/z zatok”. Potem powstało pojęcie „płynąć na wiking”, czy „wikingować” co oznaczało „płynąć w świat w sprawach zawodowych, czasem na handel, czasem na rabunek”. Z tego powstali wikingowie. Taką mieli robotę, ot co.


J: Twój mąż zajmuje się tworzeniem artystycznych kopi średniowiecznych wyrobów z kości i rogu oraz oprawą imprez historycznych. To pięknie, gdy partnerów łączy wspólna pasja.

E: Pewnie, że piękne, mamy o czym pogadać, mogę na niego liczyć w wielu sprawach, na jego pomoc czysto merytoryczną. Jest przecież pierwszym czytelnikiem i jako pierwszy wyłapuje wszystkie zgrzyty w tekście, które jako człowiek zajmujący się średniowieczem zawodowo, słyszy w sposób szczególny. Ale to jest tylko wartość dodana, bo jak wiesz, zajmuję się także historią Holokaustu, a ten temat z kolei zupełnie nie interesuje mojego męża. I nie czuję się z tego powodu mniej komfortowo. To ma nawet plusy – nie gadamy o mojej pracy, mamy więcej czasu na gadanie o życiu.

J: Właśnie, dlaczego akurat Holokaust?

E: Zagłada jest czarną zagadką ludzkości. Pokazuje dokąd potrafi sięgnąć zło w człowieku. I udowadnia, że nigdy nie jesteśmy przygotowani do odpowiedzi na nie. Holokaust to przemysłowe zabijanie ludzi, zaplanowany nie mord, ale zagłada całej, określonej populacji. I doszło do niego w XX wieku, wciąż żyją świadkowie, wciąż na każdym kroku odnajdujemy jego ślady, choć wolimy myśleć, że nas to nie dotyczy. Przeciwnie. Uważam, że nas to dotyczy.


J: Fascynuje Cię „świat w chwili przejścia”. Który moment Twego życia był najbardziej zwrotny i jak sobie z nim poradziłaś?

E: Było ich kilka, tych znaczących. Dwa krótko po sobie. Pierwszym był poważny wypadek samochodowy tydzień przed studniówką. Z gipsu wyjęli mnie dopiero na maturę. Najpierw musiałam pogodzić się z utratą – sprawności, życia, jakie prowadziłam wcześniej, twarzy. Ta, którą widziałam w lustrze była koszmarna, wykrzywiona źle założonymi szwami. Potem tydzień po tygodniu wszystko to, co – jak się wydawało – straciłam, wracało do mnie. Długotrwała rehabilitacja, lekcje pokory i cierpliwości. Cierpliwości nauczyć się nie można, ale można ją zastąpić uporem i to akurat mi się udało. Odzyskałam sprawność, rysy twarzy wróciły do normy, a plany życiowe, które musiałam zmienić, po latach przyszły do mnie w odmienionej formie. Miałam być aktorką, zostałam teatrologiem. Energia pozostała, zmieniła się tylko jej zewnętrzna forma. Chyba wtedy przekonałam się, że człowiek jest rozpięty między ciałem a duszą. Ekstremalne doświadczenia dają niewiarygodną siłę. Choć nie wierzę, iż cierpienie uszlachetnia.


J: Co Cię najbardziej zaskoczyło podczas pobytu w Norwegii?
Pojedziesz tam jeszcze?

E: Pojadę, pojadę. Tęsknię przez cały rok za wakacjami w Norwegii. Gdyby nie to, że relacje cenowe są zupełnie niekorzystne, wybrałabym się tam na emeryturę. Chałupa gdzieś nad fiordem. Nie mam rankingu norweskich zaskoczeń. Ale tak, za pierwszym razem zaskoczyli mnie ludzie. Do Norwegów się trzeba przyzwyczaić. Oni do ciebie też muszą się przekonać. Żadnych szybkich przyjaźni, żadnej wylewności. I to mi odpowiada.


J: Jak wspominasz przygodę z obiektywem Edyty Szałek? Sesja zdjęciowa z Norwegii świadczy o tym, że jesteś kreatywną modelką. Nie dostrzega się pozowania, żadnych aktorskich sztuczek. Często bywasz taka spontaniczna?

E: Trudno oszacować własną spontaniczność. Edyta nie jest jedyną osobą, która robiła mi zdjęcia, ale sesja z nią była do tego stopnia wyjątkowa, że tylko jej zdjęcia publikuję. Po pierwsze jesteśmy sobie bliskie, jest między nami chemia i to pewnie widać na tych zdjęciach. Po drugie była w tym jakaś niezwykłość, nasze – w gruncie rzeczy – pierwsze spotkanie twarzą w twarz, dwie Polki zakochane w Norwegii, w jej pejzażu, klimacie. To wszystko wyszło na tych fotografiach. A po trzecie, najbardziej pamiętam z tamtej sesji klimat, nie to jak Edith robiła zdjęcia, ale to, jak łaziłyśmy po starej przystani, po rozsypującym się domku dla łodzi, jak podglądały nas owce. Jak Edith drapowała moje włosy na mchu. Bardzo sensualne

J: Szczerze zazdroszczę :)
J: Elu, czy „Opowieść Ragnara, Bjorna i Gudrun” to na pewno ostatnia część cyklu „Północnej Drogi”?

E: Tak, tak. Ostatnia i pierwsza jednocześnie, bo to od niej zaczęło się moje myślenie o Północnej. W jakimś sensie, te trzy książki (Sigrun, Halderd i Einar), które już się ukazały, były historiami dodanymi, by wzmocnić sens tej, która właśnie nadchodzi. Ale prawda jest taka, że Północą można opowiadać jeszcze po wielokroć, z zupełnie innych stron. Spojrzeć na nią oczyma bohaterów jeszcze odleglejszych od – pozornego – centrum zdarzeń. Mam świadomość, iż nawet po skończeniu tej ostatniej części nie wyczerpię tematu, nie skończę obrazu tamtego świata. Ale przecież nie wszystko musi być dopowiedziane do końca. Zostawienie uchylonych drzwi to też – według mnie – szacunek dla Czytelników.

J: O czym chciałabyś jeszcze pisać?

E: Jak wiesz, lubię pisać o polityce, religii i wojnie. Jeśli dodamy do tego miłość i seks, to mamy historię ludzkości Ciągle, w kółko to samo.
Ale przyznam, że miałabym ochotę zrobić skok w bok i napisać coś zupełnie niepoważnego. Dla tych, którzy lubią się pośmiać z historii zamieszczę w najbliższych tygodniach tekst „A&A Co.” gdzieś na swojej stronie internetowej. 

J: Sama prowadzisz swoją stronę internetową?

E: Przygotowuję teksty, zresztą zwykle z opóźnieniem, ale wiadomo, czas. Ale projekt i prowadzenie strony wziął na siebie mój mąż. Jest też strona autorska na facebook, na której czasami szybciej pojawiają się nowe informacje, zapowiedzi spotkań, wywiadów, wiadomości o czytaniu książek w stacjach radiowych etc. Tę stronę prowadzi także mój mąż, ale wspierany przez Olę, mojego dobrego ducha. A ja, oczywiście, wpadam tam, żeby na żywo pogadać z Czytelnikami.

J: Czekam więc z niecierpliwością na Twoje kolejne myśli w słowach :)
Dziękuję za rozmowę. 












Elżbieta Cherezińska: "Z jednej strony, z drugiej strony"; "Byłam sekretarką Rumkowskiego"; Północna Droga: "Saga Sigrun", "Ja jestem Halderd", "Paska według Einara" ; "Gra w kości".

czwartek, 2 czerwca 2011

"KOT: koty dzikie i rozpieszczani pupile" Andrew Edney


Niedawno w moje ręce wpadła książka, obok której żaden wielbiciel kotów nie może przejść obojętnie. Na 400 stronach głównymi bohaterami są koty. Oswojone jak również te dzikie, których człowiek nigdy nie udomowi. Książka jest wyśmienitą ucztą. Delektowanie się nią sprawia, że nie jesteśmy w stanie się przejeść. Jak ciekawskie koty przerzucamy kartkę za kartką natrafiając na artystyczne cuda.
300 reprodukcji dzieł sztuki pochodzących z różnych epok i reprezentujących różne style- od posągów z czasów starożytnego Egiptu, przez wizerunki dzikich kotów z obrazów Leonarda da Vinci i cwane łobuziaki Williama Hogartha aż po milutkie pieszczochy Davida Hockneya oraz innych współczesnych artystów.












"Białe koty obserwujące złote rynki" Heyer
Jeśli ryba ma kształt odzwierciedlający ruchy wody, to kot jest odbiciem żywiołu subtelnego powietrza.- "Zwłaszcza koty" Doris Lessing.






Książka jest podzielona na rozdziały omawiające różne zachowania kotów. Tak więc czytamy między innymi o kocich igraszkach, kotach drzemiących, polujących i samotnych. Poznajemy ich ciekawską i opiekuńcza naturę. Nie śmiemy zaprzeczyć, że wśród nich znajdują się towarzyskie i dzikie dranie. Czytając "Kota" mamy w rękach paletę kocich temperamentów wraz z ich symbolicznymi znaczeniami. 
Każdej ilustracji towarzyszy opis twórczości danego artysty. Obrazy przeplatane są fragmentami poezji i prozy poświęconej kocim sprawom. Ponadto na ostatnich stronach książki znajduje się indeks artystów oraz źródeł, z których zaczerpnięto ilustracje. Lekturę polecam wszystkim wielbicielom kotów, jak również tym, którzy interesują się sztuką.


"Exodus" Bissell


Tytuł: KOT: koty dzikie i rozpieszczani pupile
Autor: Andrew Edney
Wydawnictwo: Arkady
Oprawa: miękka
Ilość stron: 400
ISBN: 978-83-213-4539-0