sobota, 21 maja 2011

„Bojowa pieśń tygrysicy” Amy Chua


Tygrys, żywy symbol siły i władzy, budzi zwykle szacunek i lęk otoczenia.

Do sięgnięcia po „Bojową pieśń tygrysicy” skłoniło mnie pytanie zamieszczone na okładce. Dlaczego chińskie matki są najlepsze? Przez trzy lata prawie codziennie miałam kontakt z chińczykami, więc byłam ciekawa co na temat rodzicielstwa ma do powiedzenia autorka książki.

Amy Chua opisując historię swojej rodziny chciała stworzyć dowód na to, że chińscy rodzice umieją lepiej wychować dzieci niż rodzice zachodni. Mimo to podkreśla, że nie uogólnia, nie wrzuca ludzi do jednego worka. Nie odnosi się do wszystkich zachodnich rodziców bez wyjątku, jak również określenie „chińska matka” nie dotyczy wszystkich chińskich matek. Kulturowe stereotypy to drażliwy temat. Autorka nie obawia się mówić o nich otwarcie. Za przykład przedstawia swoją rodzinę.


Z książki dowiadujemy się tego, jakimi kategoriami myślą chińskie kobiety wychowując swoje dzieci. Np.:

Chińska matka wychodzi z założenia, że:
(1)naukę stawiamy na pierwszym miejscu;
(2)szóstka minus zły stopień;
(3)dziecko ma wyprzedzać resztę klasy w matematyce o dwa lata;
(4)nie należy chwalić dzieci publicznie;
(5)jeśli dziecko kiedykolwiek poróżni się z nauczycielem lub instruktorem zawsze stajemy po stronie nauczyciela lub instruktora;
(6)dzieci mogą uczestniczyć w zajęciach, w których jest szansa zdobycia medalu;
(7)złotego, oczywiście.

Chińscy rodzice mają nad swymi zachodnimi odpowiednikami dwie zasadnicze przewagi:
(1)większe ambicje wobec dzieci;
(2)większą wiarę w ich potencjał.

Zdaniem autorki taka postawa rodzica sprawia, że jest on „lepszy”, a co za tym idzie i jego dzieci są bardziej wartościowe od swoich rówieśników.

Rodzina Chua pochodzi z południowej prowincji Fujian w Chinach, słynącej z badaczy i naukowców. Tradycje w wychowaniu dzieci Amy wyniosła z domu. Nie uważała swego dzieciństwa za okropne, wręcz przeciwnie. Twierdzi, że rodzice dali jej niezachwianą pewność siebie.
W dużej części Azji kalectwo uchodzi za powód do wstydu. Rodzice Amy mieli bezduszny stosunek do kalectwa. Zmieniło się to, gdy na świat przyszła jej najmłodsza siostra. Cynthia urodziła się z syndromem Downa. Mimo rozczarowania matka nie dała za wygraną. Tak długo pomagała córce w nauce, aż w końcu dziewczyna zdobyła dwa złote medale w międzynarodowych olimpiadach specjalnych w pływaniu.
Chua za wszelką cenę pragnęła, by i jej córki odnosiły wielkie sukcesy i były sławne. Aby kultywować tradycję postanowiła zaszczepić w nich zamiłowanie do sztuki. Muzyka klasyczna stanowiła przeciwieństwo rozluźnienia obyczajów, lenistwa i wulgarności. Kobieta nie wierzyła w sposób przekupywania dzieci. Uważała, że zresztą jeśli już, to dzieci powinny płacić rodzicom. Niestety, gdy sytuacja wymykała się jej spod kontroli sięgała po te metodę nie mając innego wyjścia. Amy dbała o codzienne dawki ćwiczeń dla córek. Sophia już od trzeciego roku życia uczyła się gry na fortepianie. Jej młodsza siostra Lulu opanowała dwa instrumenty: fortepian i skrzypce. Nie obyło się bez wzajemnych gróźb, szantaży i wymuszeń. Kiedy dziewczynki szeptały do siebie nazywając matkę wariatką, ta tłumaczyła im, że jej celem jest przygotować je do życia a nie urobić na własne podobieństwo.

Chua twierdzi, że zachodni rodzice żyją w strachu, iż dziecko nabawi się kompleksów, martwią się o jego psychikę. Starają się zaszczepić w nim wiarę, że porażka nie jest niczym złym, a ono wciąż będzie kochane, niezależnie od wyników w nauce. Chińczycy wręcz przeciwnie. Zmuszają dzieci do ciągłej pracy, nie chwalą, a nawet nazywają „śmieciami”, gdy te nie spełniają ich oczekiwań. Z punktu widzenia chińskich rodziców dzieci są ich dłużnikami. Chińskie dzieci mają spłacić zaciągnięty dług, ślepo dochowując posłuszeństwa i nie szczędząc rodzicom powodów do dumy. Co wcale nie powinno odbić się negatywnie na ich młodej psychice, tylko zmusić i zmotywować do surowszej pracy nad sobą. Chińskie dzieci nie mają prawa do własnej woli i zachcianek. Chińczycy wychodzą z założenia, że rodzice to rodzice- zawdzięczamy im wszystko (nawet jeśli to nie prawda) i musimy dla nich robić co w naszej mocy (nawet jeśli rujnujemy sobie przez to życie).
Z moich obserwacji wynika, że nie u wszystkich rodzin chińskich tak to wygląda. Wyjątek jak najbardziej podkreśla regułę. Uważam, że sposób wychowywania dzieci nie zależy jedynie od narodowości i pochodzenia rodziców.

Przyznam szczerze, że jestem rozczarowana postawą autorki. Nie tym, że motywowała dziewczynki do ciężkiej pracy, że dała im szansę jakiej wiele dzieci nigdy nie miało. Razi mnie to, że autorka poprzez książkę promuje przede wszystkim siebie. Córki i ich poświęcenia odsuwa na drugi plan.
Ze zdaniem partnera prawie w ogóle się nie liczy. To ona podejmuje wszystkie decyzje związane z wychowywaniem córek. Mąż tylko czasem próbuje okiełznać jej przepełniony ambicjami temperament.
Mimo tego, iż Chua przyznaje się do porażki czytając ma się wrażenie, że córki były jedynie narzędziem służącym jej do wzniesienia siebie na piedestał. Mówi o sobie- Matka Tygrysica. Z pewnością tak chciałaby być postrzegana. Jeśli zależało jej na wzbudzaniu lęku to osiągnęła sukces, w sprawie szacunku w dużym stopni również. Ale nienawiść córki, która głośno mówi o swych uczuciach jest okropną porażką.
Zmagania Chua jako matki kochającej bez reszty wcale nie były takie trudne. Pieniądze, których nie brakowało, umożliwiały osiąganie zamierzonych wyników nauczania. Nowe instrumenty muzyczne, podróże, prywatni nauczyciele: bez tego wszystkiego sukces nie byłby możliwy. Nie każdy ma taką szansę, nawet jeśli jego ambicje w stosunku do pociech są bardzo wysokie.
Książka na pewno jest kontrowersyjna. Temat okazał się dobrym chwytem marketingowym- zachęca czytelników do sięgnięcia po nią. Niektórzy twierdzą, że pieniądze szczęścia nie dają. „Bojowa pieśń tygrysicy” to książka o tym, że się mylą.


Joanna Markowska


Tytuł: Bojowa pieśń tygrysicy
Autor: Amy Chua
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 280
ISBN: 978-83-7648-644-4
Oprawa: miękka ze skrzydełkiem


Notka o autorce:

Amy Chua- profesor prawa na Uniwersytecie Yale, urodzona w Stanach Zjednoczonych córka chińskich imigrantów. „Bojowa pieśń tygrysicy” to trzecia książka autorki. Prawa do jej przekładu sprzedano do kilkunastu państw, bardzo szybko zdobyła też listy bestsellerów. Wkrótce po wydaniu książki w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się ożywiona dyskusja wśród czytelników, rodziców i ekspertów.

5 komentarzy:

kasandra_85 pisze...

Interesująca pozycja, więc z chęcią sięgnę:)

Ewa Książkówka pisze...

Już mi się przewinęła ta książka przed oczami kilkukrotnie. Myślę, że kiedyś ją przeczytam choć nie wiem na ile moja ocena jej będzie obiektywna bo już w tej chwili uważam matkę za tyrankę...

Unknown pisze...

Mimo tego, iż książka wzbudza negatywne emocje jest warta przeczytania. Ale na luzie w przelocie. Nie ma co się w nią bardziej zagłębiać.

Beata Woźniak pisze...

a ja nie czytałam i nie miałam jeszcze okazji, mam nadzieję, że się uda:)
Dziękuję za odwiedziny:)
pozdrawiam serdecznie

Unknown pisze...

Mi książka się podoba,czegoś napewno można się z niej nauczyć :)